Po "Mare z Easttown" to kolejny serial Ingelsby’ego osadzony i nagrany w rzeczywistości robotniczych przedmieść Filadelfii – lub jak nazywają to miejsce lokalsi: Delco (skrót od Delaware County).
Dla Toma Brandisa ogród to szczęście. Ale też dom, ptaki. Do porozrzucanych po drzewach karmników przylatuje ich cała zgraja: kardynały, krętogłowy, dzięcioły, szczygły i turkawki. Jako ornitolog-amator mężczyzna rozróżnia lokalne gatunki od tych, które zawędrowały daleko od miejsca zamieszkania. W biologii te drugie nazywa się vagrant – w wolnym tłumaczeniu: przybłędy, włóczęgi. W "Grupie zadaniowej" to pojęcie staje się zręczną metaforą do opisu tych bohaterów, którzy, pogubieni, nie mogą odnaleźć drogi do domu. Czyli właściwie prawie wszystkich.
Pozornie serial przyjmuje dwie perspektywy – ścigającego i ściganego. Jednak taki układ prędko weryfikuje samo życie, kiedy okazuje się, że każdy z głównych bohaterów ma zupełnie innego antagonistę, niż wyznaczałyby to kolory munduru. Brandis (Mark Ruffalo) to agent FBI, który paręnaście miesięcy po życiowej tragedii obejmuje grupę operacyjną rozpracowującą włamania do domów członków lokalnego gangu. Poszukiwanym przez niego mężczyzną jest Robbie (Tom Pelphrey) – głowa patchworkowej rodziny, która za dnia zasuwa na śmieciarce z najlepszym przyjacielem (Raúl Castillo), a w nocy wymierza wendetę w grubej kominiarce.
Wokół protagonistów krążą jak satelity kolejne postacie: na jednej orbicie milczący krewni, na innej kumple na śmierć i życie, a trochę zbyt blisko – współpracownicy, którym nie można zanadto ufać, i dilerzy-motocykliści. Podobnie jak w poprzednim serialu Ingelsby’ego, świat przedstawiony to skomplikowana układanka resentymentów i konfliktów interesów.
Aby podobny mikrokosmos zadziałał na ekranie, trzeba odpowiednio przygotować grunt. A że twórca czyni istotnymi dla fabuły aż kilkanaście wątków, pierwszy odcinek to zaledwie przygotowanie planszy pod dalszą grę. W efekcie widz, wrzucony w rzeczywistość bohaterów bez słowa wyjaśnienia czy momentu oddechu, może poczuć się zagubiony. Długa ekspozycja spłaca się za to w drugiej połowie serialu, kiedy emocjonalne stawki opowieści są już wywindowane tak wysoko, że pozostaje tylko trzymać chusteczki na podołku. I tyczy się to zarówno wątków protagonistów, jak i pobocznych bohaterów – na przykład Lizzie (świetna Alison Oliver, której aktorskie portfolio rozciąga się na razie między femmes fatales a gapowate trzpiotki), lekko ciamajdowatej agentki, dla której praca w terenie to konfrontacja z własnymi ograniczeniami i samooceną. Czy też wątek Kathleen (Martha Plimpton), plującej sarkazmem przełożonej Toma, markującej szorstkością fakt, że zależy jej na sprawie. Jeśli ktoś pojawia się tu na ekranie, to nigdy na marne.
O ile w ostatniej dekadzie uniwersum Marvela powiązało Marka Ruffalo głównie z obrazem rubasznego Hulka, o tyle jego ostatnim telewizyjnym rolom bliżej do skrajnie innego typu postaci: smutnego i przetyranego życiem mężczyzny w średnim wieku. W "To wiem na pewno" to podwójna rola bliźniaków zmagających się z narodowym i rodzinnym mitem, z kolei w "Świetle, którego nie widać" aktor wciela się w ojca, który chroni córkę przed horrorem niemieckiej okupacji. W "Grupie zadaniowej" reżyser stworzył dla Ruffalo równie zniuansowaną postać – podczas siedmiu odcinków Tom Brandis przeżywa głęboki konflikt, kiedy ani wiara, ani rozum nie mogą dojść do głosu zagłuszone przez przeżywaną żałobę.
Jeśli coś zgrzyta w serialu, to jest to poziom dramatyzmu, który znacznie przewyższa to, co wyznacza realistyczny klucz, w duchu którego utrzymana jest całość. W efekcie serialowy świat wydaje się czasem oderwany od rzeczywistości – trudno wyobrazić sobie podobne miasteczko rządzone przez gang motocyklistów i dilerów narkotyków, w którym policjanci sprzedają się za garść dolarów. Po "Mare z Easttown" to kolejny serial Ingelsby’ego osadzony i nagrany w rzeczywistości robotniczych przedmieść Filadelfii – lub jak nazywają to miejsce lokalsi: Delco (skrót od Delaware County). Według wizji showrunnera to takie miejsce ma być samą podszewką Ameryki, solą tej ziemi. Co pozostanie na ekranie, jeśli przymknąć oko na morderstwa i strzelaniny? Pochyłe ulice zmęczonego miasta, które dzieli zaledwie parę mil od dziewiczego jeziora. Rozmowy w kuluarach – o śmierci, wdzięczności, przebaczeniu. Parterowe domki z dykty i murowane szeregowce: w nich ludzie, których największym dramatem jest niemożliwość porozumienia.